Natura w obiektywie Tomasza Ziółkowskiego
19.09.2025
Godziny spędzone w kryjówkach, bezszelestne spacery po lesie i brodzenie po mokradłach – to element pasji, której każdą wolną chwilę oddaje nagradzany miłośnik i fotograf dzikiej przyrody Tomasz Ziółkowski. O fascynacji ptakami i dzikimi zwierzętami opowiada w rozmowie z informatorem Konstantynów.pl:
W lipcu zdobył Pan pierwszą nagrodę. Co jest na tym zdjęciu, że jest takie wyjątkowe?
Zwycięska fotografia przedstawia uchwycone w locie bataliony, a bohaterem drugiego planu jest zaskoczony zając. Był to konkurs fotograficzny EKO Pocztówka, który zorganizował Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi.
Gratuluję. Często się Panu zdarzają nagrody za zdjęcia?
To moje pierwsze zwycięstwo w konkursie fotograficznym. Wcześniej zdarzały się wyróżnienia. Zawsze to dla mnie duży zaszczyt i motywacja do poszerzania tej pięknej pasji, jaką jest obcowanie z przyrodą i uwiecznianie jej na kartach fotografii. Na udział w wygranym konkursie namówiła mnie żona, lecz wybranie fotografii do konkursu nie było łatwym zadaniem.
Ciekawa jestem, co było pierwsze? Obserwacja ptaków czy fotografia?
Obserwacja. Byłem w gimnazjum, gdy z kolegą Michałem poszliśmy na Stare Złotno nad rzekę Jasieniec i usłyszeliśmy dziwne dźwięki. Z zarośli wyleciały biało-czarne ptaki. Zaczęliśmy szukać informacji o nich. To były czajki. Później na działce
u rodziców zauważyłem ogromnego ptaka. Myślałem, że to orzeł. Na szczęście już wtedy chodziłem z atlasem ptaków w kieszeni. Okazało się, że to myszołów. Przez dwa lata obserwowałem ich gniazdo i zobaczyłem, gdy wykluwały się młode.
Jak zdobywa się wiedzę o ptakach?
Ja zapisałem się do Klubu Obserwatorów Ptaków w Łodzi i sam zgłębiałem wiedzę poprzez książki, filmy. Miałem 15 lat. Wtedy już nosiłem w kieszeni atlas ptaków. Wziąłem udział nawet w konkursie wiedzy o ptakach i zająłem II miejsce.
Na czym Pan poległ?
Pomyliłem głos wilgi ze śpiewakiem. Zdecydowanie jestem lepszym wzrokowcem, a z rozpoznawaniem dźwięków ptaków jest trochę gorzej.
Nadal chodzi Pan na ptaki z kolegą z gimnazjum?
Nie. Pokończyliśmy szkoły i założyliśmy rodziny. W Klubie Obserwatorów Ptaków poznałem Sławka, który poniekąd wprowadził mnie głębiej do świata ptaków. Od niemal 19 lat utrzymujemy tę znajomość i czasem wspólnie wyruszamy na „ornitologiczne łowy” z lornetką i aparatem.
Najdłużej wychodzony ptak?
Jarząbek. Pięć lat go tropiłem. Aż w tym roku w Świętokrzyskiem się udało. Wcześniej mocno się maskowałem i czekałem. Tym razem szedłem leśną drogą. Nagle patrzę, parka jarząbków siedzi na polanie. Ona, gdy mnie usłyszała, od razu się zerwała. On został, spojrzał w moją stronę i niemal zapozował.
W spodniach-butach po pachy też brodzicie po błotnistych terenach?
Dwa razy tak ubrany brodziłem i nic nie sfotografowałem. Ale robimy czatownie i potrafimy leżeć w błocie z siatkami maskującymi na głowie przez kilka godzin.
Największe poświęcenie?
Od listopada do marca woziliśmy surowe, świeże mięso, żeby upolować jastrzębie i myszołowy. My od świtu, na mrozie siedzieliśmy w czatowni, a one siedziały nad nami i czekały. Gdy się ściemniało i my odjeżdżaliśmy, wtedy prawdopodobnie one szły na żer. Nie zrobiliśmy ani jednego dobrego zdjęcia. Ale zgodnie z zasadami natury, musieliśmy je karmić już do końca zimy.
Są zdjęcia, które nie były planowane, a później okazało się, że są wyjątkowe?
Na przykład lis zimą sfotografowany nad naszymi stawami. Ptaków w tym miejscu jest mniej, bo tutaj często są ludzie. A ten lisek wyszedł na mnie. Niespodziewane było też zdjęcie jelenia, który zatrzymał się na grobli. Szedłem przez las, zupełnie nieprzygotowany na takie spotkanie i nadepnąłem na gałązkę. Totalnie nie liczyłem na jelenia. W tym momencie on się odwrócił i spojrzał na mnie. Wtedy go zauważyłem. Wystarczyłyby mi 3 sekundy, a on stał dobre 10 sekund. Teraz mam marzenie, żeby sfotografować jelenia zimą, gdy bucha mu para z pyska. Takiego jelenia na rykowisku.
Gdzie początkujący i zaawansowany obserwator ptaków znajdzie prawdziwy ptasi raj?
Polecam wyjazd nad Jeziorsko. Tam z lunetą wystarczy ustawić się w ciszy nad zalewem i zapewniam, że będzie co oglądać.
Czym Pan robi takie piękne zdjęcia?
Pierwszy aparat to był Nikon D300s z obiektywem Nikkor AF-S 70-300 mm f/4.5-5.6G IF-ED VR. Ten zestaw początkujący kupiłem w 2013 roku. Teraz używam Nikona D500 i Nikkora AF-S 300mm f/2.8G ED VR II. Zazwyczaj mam też założony telekonwerter zbliżający, który zwiększa ogniskową. Owszem wtedy tracimy na świetle, ale zyskujemy na przybliżeniu.
To chyba drogie hobby?
Ja zwykle kupuję używane aparaty i obiektywy, wtedy są zdecydowanie tańsze. Wykonywane przeze mnie zdjęcia są jedynie obrabiane na komputerze, bez używania funkcji graficznych.
Czy można zrobić dobre zdjęcie telefonem?
Na przykład w parku lub na skwerze prawdopodobnie uda się zrobić fajne zdjęcie ptakom. Dzisiejsze aparaty oferują spore możliwości. Ja zawsze robię zdjęcia seriami. Wtedy jest szansa, że się uda. Pamiętajmy, że na zrobienie dobrego zdjęcia w naturze wystarczą nam 3 sekundy, ale często potrzebujemy wielu godzin na same przygotowania. Są też tak zwane złote godziny, czyli najlepsze światło jest rano i pod wieczór. Ale życie pokazuje, że pięćdziesiąt procent to sprzęt i umiejętności, a drugie pięćdziesiąt to szczęście. Tego jarząbka uchwyciłem w południe starym aparatem.
Dziękuję za rozmowę
Renata Kamińska